Stanisław Sterkowicz "Zbrodnie hitlerowskiej medycyny"
Stanisław Sterkowicz "Zbrodnie hitlerowskiej medycyny"
"Książka, której pierwsze wydanie pt : "Zbrodnicze eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych III Rzeszy" ukazało się w 1981 roku. W obecnym wydaniu tytuł książki został zmieniony,lecz treść nie uległa większym zmianom i podejmuje problematykę niemieckich zbrodni wojennych, a zwłaszcza eksperymentów medycznych przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych".
Taki opis tej książki możemy znaleźć w internecie i na tym mógł bym skończyć, lecz tak naprawdę z opisu tego niewiele wynika. Ponadto z samej idei powstania tego blogu nie mogę pozostawić tego opisu w tej formie i treści. Więc, by niepotrzebnie nie tracić tusz i czasu przejdę od razu do meritum. Książka, o której jest mowa przedstawia obraz nazistowskich lekarzy oraz ich niezrozumiałych eksperymentów. Specjalnie użyłem słowa niezrozumiałych, ponieważ czego można oczekiwać, jeśli weźmie się zdrowego człowieka i nie da mu się jeść lub pić? Nie mam wykształcenia medycznego, a jednak potrafię się domyśleć jaki wynik końcowy będzie miał owy "eksperyment". Ponadto czym wytłumaczyć fakt, że do takich doświadczeń brano jeszcze zdrowych ludzi, skoro w obozie wielu umierało z głodu?
Lub czym kierowali się zarażając tyfusem oraz innymi chorobami występującymi w obozie zdrowych ludzi, choć tysiące trafiało na rewir z tymi przypadłościami bez specjalnej ingerencji lekarzy?Trudno to wytłumaczyć, choć autor tej książki przytoczył tezy jakie przyświecały tym "badaczom". Po przeczytaniu tej publikacji nasuną mi się pewien wniosek. Jeżeli szkoły medyczne są na takim samym poziomie nauczania jak w latach opisywanych powyżej to ja na pewno nigdy nie oddam się w ręce niemieckiego lekarza. Ponieważ sama próba zdiagnozowania choroby mogła, by się skończyć dla mnie śmiercią.
To było, by na tyle, jeśli chodzi o treść merytoryczną. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę formę to mam tu jednak wiele zastrzeżeń, a może jedno główne.Książkę tę trudno traktować jako miłą do czytania. Jest pisana w formie, która w moim mniemaniu plasuje ją w kategorii tzw Materiałów źródłowych. Autor jasno i wyraźnie opisuje Imię i Nazwisko, gdzie się uczył dany lekarz co zrobił i jak został ukarany. Niby wszystko fajnie, ale jednak książka nie przekonała mnie do siebie,nie czytałem jej jednym tchem, lecz bardziej dla tego, że interesuje mnie tematyka w niej zawarta.
Na blog trafiłem przez przypadek. Też interesuję się tą tematyką.
OdpowiedzUsuńMam pytanie: co mam rozumieć przez Twoją wypowiedź "Jeżeli szkoły medyczne są na takim samym poziomie nauczania jak w latach opisywanych powyżej to ja na pewno nigdy nie oddam się w ręce niemieckiego lekarza." ?
Witam.Postaram się odpowiedzieć choć nie wiem czy czytałeś tą książkę (łatwiej było by mi wytłumaczyć, o co chodzi).Mnie podczas czytania prześladowała jedna myśl, jak strasznym trzeba być idiotą by sprawdzać czy rzucony kamień spadnie. Bo tak można porównać i określić niektóre eksperymenty tych lekarzy. Sadzę, że był to wynik tego, że każdy chciał "wypłynąć" i się pokazać a "materiału" do badań nie brakowało, więc, po co myśleć. Stąd moje stwierdzenie o poziomie nauczania (nie wiedzy), bo być może wiedzę mieli dużą, ale trzeba jeszcze potrafić jej użyć. Ponadto wielu lekarzy po wojnie wróciło do praktyki a niektórzy nawet nauczali, a ja jakoś nie marze by mnie leczył uczeń takiego lekarza :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę miłej lektury.