Translate

niedziela, 24 listopada 2013

Vivien Spitz "Doktorzy z piekła rodem"

  
 
Vivien Spitz "Doktorzy z piekła rodem"

                „Jako „świadek historii" zapraszam cię więc, czytelniku, abyś usiadł w pierwszym rzędzie na sali rozpraw w Norymberdze, spojrzał prosto w oczy przestępcom w białych kitlach i zobaczył całe zło. Poproszę cię, abyś posłuchał zeznań osób będących materiałem do doświadczeń, tych ludzkich ofiar, które przeżyły. One starały się opisać jakże trudne do wyobrażenia i przedstawienia tortury, śmiertelne eksperymenty prowadzone na nich bez ich zgody. Chcę, czytelniku, abyś uświadomił sobie nieskończone, demoniczne zło i zepsucie tkwiące w zwykłych, normalnych ludziach obdarzonych wolną wolą którzy z własnego wyboru zmienili się w pozbawionych zasad etycznych, niemoralnych katów.”

          Uznałem to za dobry wstęp, ponieważ książka jest zapisem przeżyć autorki, która była naocznym świadkiem procesów Międzynarodowego Trybunału Wojskowego W Norymberdze. Decyzję o wyjeździe do Norymbergii podjęła z powodów osobistych. Pisarka była z pochodzenia Niemką więc chciała sama się przekonać, czy to co pokazywała w tamtych czasach kronika filmowa Movietone na temat okrucieństw Niemiec jest prawdą

          Vivien Spitz była jedną z najmłodszych dziennikarek wysłanych przez Departamentu Wojny Stanów Zjednoczonych w celu spisywania przebiegu procesów. Miała ona między innymi wątpliwą przyjemność uczestniczenia w procesie nr 1 tzw. procesie lekarzy. Skutkuje to tym, że częściowo książka jest stenograficznym w swoim charakterze zapisem procesu dwudziestu niemieckich lekarzy i trzech asystentów. Z opisów tych wyłania się obraz barbarzyńców, którzy ludzi będących więźniami traktowali jak trampolinę, która pozwoli, im się wybić w karierze nazistowskiego „lekarza”. By zdobyć uznanie w oczach przełożonych dopuszczali się przestępstw na ludziach i nazywali to eksperymentami medycznymi, a że dostępność „materiału” badawczego była tak nieograniczona, więc nikt nie przejmował się zabijaniem kolejnych ofiar tych nieludzkich eksperymentów
            Ci pożal się boże medycy zapomnieli, że każdy lekarz dokonujący badań musi poinformować pacjenta, jaki jest cel badania, jakie mogą być skutki uboczne i kiedy badanie się zakończy. Zapomnieli także o przysiędze którą , składali, gdy stawali się lekarzami(ciekawostką jest, że wydarzenia, które są opisywane w tej książce wpłynęły na kształt tej przysięgi i odtąd nazywa się Deklaracją genewską). Koniec końców żaden z dwudziestu trzech oskarżonych nie przyznał się do winy. Tłumaczyli się tym, że badania, jakich byli uczestnikami, miały wnieść doniosły wkład w poznanie mechanizmów biologicznych człowieka lub też oswobodzenie kraju z osób będących balastem dla reszty społeczeństwa ze względu na kalectwo umysłowe. Czy takich ludzi można nazwać lekarzami?......  
          Napisałam tę książkę po pięćdziesięciu latach od procesu nazistowskich lekarzy toczącego się w ramach norymberskich procesów zbrodni wojennych.Na całe moje życie cień rzuciły relacje tych, którzy przeżyli i to, czego byłam świadkiem, siedząc w pierwszym rzędzie na sali sądowej. Chciałam zapomnieć
o tym, chciałam to zostawić za sobą. Szok pierwszej konfrontacji w roku 1987 z osobami negującymi istnienie Holokaustu uświadomił mi konieczność mówienia prawdy tym wszystkim, którzy podstępnie twierdzili, że Holokaust był „Holożartem".
           I chyba tylko tak jestem w stanie sobie wytłumaczyć straszne błędy jakie się znajdują w tej książce. Autorka musiała albo strasznie się spieszyć pisząc tą książkę albo być przerażającym laikiem (by nie użyć słowa głupcem) w temacie holokaustu i wojny. Nie wiem jak to możliwe, że ktoś z pochodzenia Niemiec mieszkający w USA dopiero w 1943 dowiaduje się, że te państwa są w stanie wojny i to ktoś, kto właśnie kończy College.
          Ponadto naprawdę trudno mi zrozumieć jak można pisać o obozach myląc ich nazwy oraz nazwiska komendantów. Według autorki pierwszym komendantem KL Auschwitz był Rudolf Hess, a nie Rudolf Hoess lub w pisząc w języku niemieckim Rudolf Höß, a w czasie spisywania zeznań świadka procesu, który stwierdza o swoim pobycie w obozie Stutthof pod Gdańskiem autorka zapisuje Struthof pod Gdańskiem , a wiadomo, że Struthof (dokładniej Natzweiler-Struthof) znajdował się w Alzacji. Takich kwiatków jest naprawdę mnóstwo, przez co czytanie książki jest strasznie męczące szczególnie dla kogoś, kto zna temat i sprawdza informacje w niej zawarte.
           Śmieszności dopełnia końcówka książki, gdzie wymienia się przez dwie strony wykształcenie i dokonania autorki. Jakby tego było mało napisano tam, że jeździła ona z wykładami na temat tego procesu w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Singapurze. Przeraża mnie myśl co ta pani mówi na tych wykładach, skoro w książce znajdują się takie przekłamania jak ".....polskim obozie eksterminacyjnym w Chełmnie" swoją drogą, kto pozwala na takie teksty? Tylko przekonanie , że robi to wszystko w dobrej wierze powstrzymuje mnie od napiętnowania tej książki.

          Publikacja ta moją uwagę przyciągnęła poprzez tytuł (pewnie jak wielu przede mną) i liczyłem na rzetelny opis faktów z tzw. pierwszej ręki. Jednak książka okazała się tym, co zawsze przychodzi na myśl, gdy mamy do czynienia z produktem USA. Krzykliwy tytuł, który ma zwrócić uwagę w moim przypadku spełnił swoje zadanie, a treść? Gdyby nie przytoczone zeznania świadków mieli byśmy opowiadanie o perypetiach Amerykanki, która wybrała się do zniszczonego wojną miasta i musi cierpieć męki z powodu zimna i niemieckich "terrorystów". Ta pozycja bibliograficzna pisana jest w typowo amerykański sposób, co oznacza, że ważniejsze są przeżycia i odczucia autorki od tego, o czym ma pisać. Jednak ma to swoje plusy, ponieważ książkę czyta się jak powieść a nie literaturę faktu, przez co jest przyjemniejsza dla czytelnika. Więc jeśli ktoś bardziej sobie ceni formę niż treść to proszą bardzo. 
A tu strony związane z tematem:
Filmiki z Norymbergii         

czwartek, 7 listopada 2013

Danuta Brzosko-Mędryk "Mury z Ravensbruck"

Danuta Brzosko-Mędryk "Mury z Ravensbruck"

               Książka, o której w internecie publikowano wiele i trudno spłodzić mi coś nowego. Ale cóż, sama książka niesie przesłanie, by się nie poddawać, więc wypada o niej coś napisać po przeczytaniu.
          Jest to pozycja podana w formie zbeletryzowanej narracji, lecz jest prawdą. Wszystkie zawarte w niej historie to opowieści byłych więźniarek obozu w Ravensbruck, które w brew obozowemu regulaminowi postanowiły utworzyć w 1941 r. Tajną (Żeńska) Drużyna Harcerską "Mury". Założycielkami były Józefa Kantor, Maria Rydarowska oraz Zofia Janczy. Drużyna przyjęła nazwę "Mury" – co oznaczało oddzielenie się od trudnej obozowej rzeczywistości. A hasło, które przyjęły "Trwaj i innym pomóż przetrwać!" Jednoznacznie daje do zrozumienia priorytety, jakimi kierowały się te dzielne kobiety. Działalność tej drużyny nie ograniczała się jednak tylko do pomocy drugiej osobie, lecz także zajmowała się sabotażem oraz informowaniem świata zewnętrznego o tym, co działo się w obozie. A działo się naprawdę wiele, wystarczy nadmienić uśmiercanie po przez dwunastogodzinną ciężką prace lub permanentny głód. Trudno tu też nie wspomnieć o eksperymentach medycznych, które były przeprowadzane na 70 Polskich więźniarkach. Lecz to opisze przy okazji następnej książki.
          Musze szczerze przyznać, że ta książka bardzo mi się spodobała. Może to dziwne, ale mentalnie przenosiła mnie w czasy dzieciństwa, gdzie samo słowo harcerz przywoływało w głowie obrazy ogniska i dźwięk gitary oraz przygody niczym z filmu "czarne stopy". W obozie z tej powieści nie było gitary i ogniska a obóz nie był obozem harcerskich, a jednak kobiety a szczególnie pani Józefa,

„ która niczym kwoka, która bierze pod skrzydła swoje młode" potrafiła tak zorganizować życie tych kobiet, że nabierało cech właśnie takiego obozu. Dzięki takim właśnie osobom można nawet z najgorszych chwil wynieść wartości, których nie potrafią wpoić szkoły naszym dzieciom w czasie pokoju. Wystarczy przytoczyć tutaj słowa młodej, wtedy więźniarki Henryki Bartnickiej-Tajcher (nr oboz. 7618) "Kobiecy obóz koncentracyjny w Ravensbruck w rozpamiętywaniu, to z jednej strony koszmar i upodlenie człowieka do najniższych granic, a z drugiej wspaniałe, wykształcone kobiety, które ukształtowały mój charakter i nauczyły cenić najlepsze wartości człowieka: honor, bezinteresowność, poczucie wspólnoty wśród ludzi i pragnienie niesienia pomocy potrzebującym” 
          Czy trzeba dodawać coś więcej? Chyba tylko to , że taka "resocjalizacja"przydałaby się kilku obecnie nam rządzącym, bo osobiście odnoszę wrażenie, że oni już zupełnie zapomnieli o tych wartościach. I o tym, że my jesteśmy Polakami i trzeba być z tego dumnym jak te kobiety, które tą Polskość przekazywały nawet za cenę życia.
          Książka, która nawiązuje konwencją do mojego poprzedniej pozycji i można uznać ją za odpowiedź na pytania, które zawarłem w poprzednim poście.
          Uważam, że właśnie takie książki, jak ta powinny być lekturami, które są obowiązkowe w szkołach średnich, a nie jakiś np: „Ojciec Goriot”, bo co mnie obchodzą jakieś przemiany w społeczeństwie francuskim w dziewiętnastym wieku, kiedy połowa Polskich dzieci nie zna własnej historii ?
           Książka bardzo fajna , napisana bardzo przystępnym językiem. Jedyną drobną rzeczą, która mi przeszkadzała był brak czasami spójności między jednym, a drugim rozdziałem, przez co troszkę traciłem tzw. wątek. Lecz to naprawdę niewielki problem, który nie psuje formy i treści. Szczerze polecam.


piątek, 1 listopada 2013

Kazimierz Albin "List gończy"

Kazimierz Albin "List gończy"

                 Książka ta jest opisem przeżyć i doświadczeń autora w latach 1939-1945.Wojna zastała go w domu krótko po powrocie z kursu drużynowych Krakowskiej Chorągwi ZHP. Jako zdeklarowany harcerz z powołania i poczucia obowiązku Pan Kazimierz zgłosił się do Hufca Podgórskiego, gdzie przydzielono mu zadanie. Zorganizowania grupy młodzieży do ochrony trzech mostów i wiaduktu. Zadanie to wykonywał sumiennie do czasu wkroczenia Niemców do Krakowa. Był to cios dla młodego idealisty, więc na wieści, że rząd Rzeczpospolitej zaczął tworzyć armia we Francji decyzja o próbie przedostania się do Polskiego konsulatu w Budapeszcie był tylko kwestią czasu. Krótko po nowym roku 3 stycznia 1940 pan Kazimierz z bratem, podjęli próbę przedostania się na Węgry przez Słowację. I być może udałby, im się ten zamiar, gdy, by nie zdrada pod podszewką pomocy. Następnie po przejściu etapów więziennych w Preszewie, Muszynie, Nowym Sączu i Tarnowie, został wywieziony pierwszym transportem do KL Auschwitz, gdzie otrzymał numer obozowy 118. W obozie przebywał do 27 lutego 1943 r., kiedy to wbrew własnym zamierzeniom wraz z kolegą Franciszkiem Romanem (nr 5770) uciekł i po krótkiej tułaczce wrócił do Krakowa, gdzie pod fałszywym nazwiskiem do końca wojny prowadził działalność dywersyjną w ramach działania Armii Krajowej. 
           Tak przedstawia się w skrócie treść książki. W opisie tym da się zauważyć nacisk na Harcerskie korzenie autora. Było to zamierzone, lecz powody wytłumaczę za chwilę. Natomiast zastanawia mnie pewien wątek, który często przewija się w książkach tzw. obozowych. Ludzie, którzy trafili do obozów i odczuli na własnej skórze jak w nich traktuje się człowieka jak próbuje się go pozbawić człowieczeństwa warunkami tam panującymi jak szybko można stracić życie i jak niewiele, to życie znaczy dla oprawców. To jednak właśnie ci ludzie, którym udało się wydostać, czy to przez ucieczkę czy przez zwolnienie zazwyczaj wracali do konspiracji i walce przeciw okupantowi. I to właśnie uważam za godne podziwu. Ci ludzie wiedząc, co może ich czekać w razie dekonspiracji, jednak nie rezygnują  a wręcz przeciwnie  jest to dla nich tylko jeszcze jeden powód do tego, by tę walkę podjąć. Zastanawiałem się, czemu tak było, dlaczego ci ludzie tak postępowali i dochodzę do jednego wniosku. W obozach głównie osadzano więźniów politycznych, inteligencje oraz harcerzy. Ludzie ci patriotyzm mieli we krwi i osadzenie w obozie nie było w stanie zabić tego, co czuli do własnego kraju....aż przykro, że w naszych czasach odczuwamy brak takich właśnie ludzi...

niedziela, 27 października 2013

Zofia Stochowa "Numery mówią"

Zofia Stochowa "Numery mówią"

               Cóż napisać o książce, o której tytuł mówi wszystko?
Oczywiście, że jest to zbiór opowiadań ludzi, którzy byli w grupie 10% szczęśliwców, którym udało się przeżyć dramat, jakim były obozy koncentracyjne.
Dzięki temu mamy możliwość spojrzeć na to , co działo się wewnątrz obozu oczami uczestników tamtych wydarzeń.Jest to o tyle lepsze od opisów naukowców i badaczy, że w tych opowiadaniach jest potężna dawka emocji.
I co mnie osobiście w tych opowiadaniach szokuje? Wstrząsa? A może po prostu dziwi jako kogoś, kto czegoś takiego nie przeżył...Otóż chodzi mi o to, że reakcje tych ludzi są tak czasem nieobliczalne, że zdawałoby się nie możliwe.
Śmiech pomieszany z płaczem radości ze smutkiem itd. Trudno to zrozumieć i tylko takie pozycje jak ta przybliżają nas do tego, by to jakoś ogarnąć. 

          Tyle w temacie treści. Jeśli chodzi o formę. Jest to zbiór krótkich opowiadań ułożonych chronologiczne od powstania obozu w Oświęcimiu do ewakuacji i wyzwolenia przez czerwonoarmistów.
Osobiście mi ta forma nie odpowiada, ponieważ lubię książki, gdzie są zachowane podstawowe formy pisania powieści(wprowadzenie, rozwiniecie, zakończenie) i opisuje się zwykle rozbudowany ciąg zdarzeń, czego tu mi brakuje, przez co ta forma do mnie nie przemawia.

środa, 23 października 2013

Laurence Rees Auschwitz. Naziści i „ostateczne rozwiązanie”

 Laurence Rees Auschwitz. Naziści i „ostateczne rozwiązanie”

               „Sądzę, że książka Reesa wejdzie do kanonu podstawowych dzieł kształtujących wiedzę o faktach niedostatecznie znanych i trudnych dziś do zrozumienia dla wielu. Sądzę też, że polscy czytelnicy będą w stanie zrozumieć i przyjąć z niej szczególnie dużo.” Tak rekomenduje tę książkę W.Bartoszewski ,a ja się w 100% z nim zgadzam. Publikacja tej książki zbiega się z sześćdziesiątą rocznicą wyzwolenia obozu oświęcimskiego. Obóz ten jest dla autora niczym główny podmiot literacki w kontekście, którego umiejscawia postacie i wydarzenia. Lecz tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie „kwestie ostatecznego rozwiązania” .Rees w książce daje czytelnikowi możliwość śledzenia powstawania decyzji o ostatecznym rozwiązaniu i jednoczesne pokazanie, jak poszczególne decyzje polityczne i nagłe zwroty w sytuacji na froncie wpływały na politykę nazistów wobec Żydów i, tym samym, wobec obozów – najpierw koncentracyjnych, później już funkcjonujących jako obozy śmierci. Można, by stwierdzić „książka jakich wiele..”, bo przecież publikacji na temat ludobójstwa było wiele, a jeśli chodzi o ten obóz z podkrakowskiej miejscowości to nawet trudno było, by zliczyć. I w tym miejscu ja z tym się nie zgadzam, ponieważ uważam, że autor naprawdę się napracował. Wystarczy chyba nadmienić, że materiały do książki Rees zbierał piętnaście lat nie ograniczając się w środkach, ponieważ prace jego finansowało BBC. Dzięki temu mógł dotrzeć do naocznych światków i to nie tylko ofiar, ale przede wszystkim co niecodzienne udało mu się namówić zbrodniarzy, którzy aktywnie brali udział w tamtych wydarzeniach.
            Naprawdę wiele można, by pisać na temat tej książki, ponieważ materiału w niej starczyło, by i na osobny blok, lecz nie po to stworzyłem ten, by się tak rozpisywać .Wystarczy, chyba że napisze, że jest to dobry materiał dla kogoś, kto zaczyna się interesować tym tematem, ponieważ ma możliwość zapoznać się w jednej książce jakie były początki i do czego doprowadziła tzw. „kwestie ostatecznego rozwiązania”. Ponadto książka, która sama w sobie jest wartościowa dodatkowo zyskuje, ponieważ jest też scenariuszem cyklu dokumentalnego pod tym samym tytułem co jeszcze bardziej podnosi jej wartość dydaktyczną. Szczerze polecam tą publikacje, która jest napisana bardzo przystępnym językiem oraz formą, która nie sprawi trudności tym, którzy zaczynają się interesować tematyką ludobójstwa , nazizmu i obozów.

środa, 9 października 2013

Stanisław Sterkowicz "Zbrodnie hitlerowskiej medycyny"

Stanisław Sterkowicz "Zbrodnie hitlerowskiej medycyny"

                "Książka, której pierwsze wydanie pt : "Zbrodnicze eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych III Rzeszy" ukazało się w 1981 roku. W obecnym wydaniu tytuł książki został zmieniony,lecz treść nie uległa większym zmianom i podejmuje problematykę niemieckich zbrodni wojennych, a zwłaszcza eksperymentów medycznych przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych". 

          Taki opis tej książki możemy znaleźć w internecie i na tym mógł bym skończyć, lecz tak naprawdę z opisu tego niewiele wynika. Ponadto z samej idei powstania tego blogu nie mogę pozostawić tego opisu w tej formie i treści. Więc, by niepotrzebnie nie tracić tusz i czasu przejdę od razu do meritum. Książka, o której jest mowa przedstawia obraz nazistowskich lekarzy oraz ich niezrozumiałych eksperymentów. Specjalnie użyłem słowa niezrozumiałych, ponieważ czego można oczekiwać, jeśli weźmie się zdrowego człowieka i nie da mu się jeść lub pić? Nie mam wykształcenia medycznego, a jednak potrafię się domyśleć jaki wynik końcowy będzie miał owy "eksperyment". Ponadto czym wytłumaczyć fakt, że do takich doświadczeń brano jeszcze zdrowych ludzi, skoro w obozie wielu umierało z głodu?

Lub czym kierowali się zarażając tyfusem oraz innymi chorobami występującymi w obozie zdrowych ludzi, choć tysiące trafiało na rewir z tymi przypadłościami bez specjalnej ingerencji lekarzy?Trudno to wytłumaczyć, choć autor tej książki przytoczył tezy jakie przyświecały tym "badaczom". Po przeczytaniu tej publikacji nasuną mi się pewien wniosek. Jeżeli szkoły medyczne są na takim samym poziomie nauczania jak w latach opisywanych powyżej to ja na pewno nigdy nie oddam się w ręce niemieckiego lekarza. Ponieważ sama próba zdiagnozowania choroby mogła, by się skończyć dla mnie śmiercią.
          To było, by na tyle, jeśli chodzi o treść merytoryczną. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę formę to mam tu jednak wiele zastrzeżeń, a może jedno główne.Książkę tę trudno traktować jako miłą do czytania. Jest pisana w formie, która w moim mniemaniu plasuje ją w kategorii tzw Materiałów źródłowych. Autor jasno i wyraźnie opisuje Imię i Nazwisko, gdzie się uczył dany lekarz co zrobił i jak został ukarany. Niby wszystko fajnie, ale jednak książka nie przekonała mnie do siebie,nie czytałem jej jednym tchem, lecz bardziej dla tego, że interesuje mnie tematyka w niej zawarta.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Władysław Bartoszewski "Mój Auschwitz"

"Mój Auschwitz"

                Władysław Bartoszewski trafił do obozu we wrześniu 1940 w tak zwanym drugim transporcie Warszawskim przeżył w obozie 199 dni. To, że przeżył zawdzięcza lekarzom ambulatorium, którzy uratowali go od śmierci głodowej i dzięki, którym nie musiał pracować w nieludzkich warunkach. Zwolniono go z obozu w kwietniu 1941 - do dziś nie wiadomo czy, na skutek interwencji Polskiego Czerwonego Krzyża, którego pracownikiem był przed uwięzieniem, czy dzięki staraniom rodziny i znajomych. Jeszcze kilka miesięcy po uwolnieniu Bartoszewski bardzo chorował w tym czasie odwiedzała go m.in. koleżanka z podwórka Hanna Czaki, która była już zaangażowana w działalność konspiracyjną. Postanowiła ona spisać relacje Bartoszewskiego, by poinformować ludność warszawy i nie tylko o tym, co dzieje się w obozie. Wspomnienia te stały się podstawą broszury napisanej przez przedwojenną pisarkę i reportażystkę Halinę Krahelską. Nadała ona tekstowi fabularyzowaną formę wspomnień człowieka, któremu udało się wyjść z obozu, ale umarł, zostały po, nim, natomiast notatki. Miało to służyć ukryciu prawdziwego autora wspomnień. 
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w tym samym transporcie jechał rotmistrz Witold Pilecki, który dał się schwytać 19 września 1940. Podczas łapanki wszedł w jej kocioł w bloku przy al. Wojska Polskiego 40 (gdzie znajduje się pamiątkowa tablica).Podobno rotmistrz z premedytacją postanowił dostać się do obozu w Auschwitz w celu zebrania od wewnątrz informacji wywiadowczych na temat jego funkcjonowania i zorganizowania ruchu oporu. Jednak w tej książce Bartoszewski podważa tą tezę argumentując ją tym, że rotmistrz nie mógł wiedzieć, co z, nim zrobi gestapo….Mmmm jak się nad tym zastanowić to coś w tym może być. Jest to jednak temat do głębszej analizy i być może do niego wrócę, jeśli znajdę jakieś inne dowody w tej sprawie. 
          Książka ta jest rodzajem wywiadu/rozmowy, którą przeprowadzili Z Bartoszewskim Piotr M. Cywiński i Marek Zając. Rozmowę tą uzupełniają wybrane przez Władysława Bartoszewskiego i od dawna niewznawiane teksty uświadamiające, czym były obozy koncentracyjne, m.in. opowiadanie "Apel" Jerzego Andrzejewskiego, broszura ojca Augustyna "Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu", "W piekle" Zofii Kossak i spisany przez Halinę Krahelską "Pamiętnik więźnia". 

piątek, 9 sierpnia 2013

Georges Didi-Huberman "Obrazy mimo wszystko"

"Obrazy mimo wszystko"


                Autor książki jest uznany za jednego z najlepszych badaczy teorii obrazów. Laureat nagrody przyznawanej przez College ArtAssociation za nieprzeciętne osiągnięcia w pisaniu o sztuce. Ten opis powinien wystarczyć myślącym, o tym, co będzie sobą reprezentowało owe dzieło. Potrafię przytoczyć dziesiątki powodów, dlaczego nie czytać tej książki, ale trudno znaleźć dwa, które były, by za przeczytaniem. Żeby nie być posądzonym o stronniczość powiem, że mnie zainteresowały owe fotografie i geneza okoliczności, w których je zrobiono. Ponadto autor w książce przytacza wspomnienia byłych więźniów sondercommando oraz wzmianki z innych ciekawych publikacji z tym tematem związanych. 

Lecz głównym powodem napisania książki  o ile dobrze zrozumiałem jest próba kontrowersyjnego zadania przywrócenia znaczenia fotograficznemu świadectwu w historycznych badaniach nad Auschwitz, jak i w szeroko ujętej refleksji filozoficznej. Wbrew powszechnym dogmatom o nieprzedstawialności holokaustu i krytyce hollywoodzkiego tele-widzenia, autor stawia tezę o mocy obrazu jako świadectwa w naszych próbach zrozumienia i wyobrażenia sobie "niewyobrażalnego" dramatu ofiar: Aby wiedzieć, trzeba sobie wyobrazić. Musimy spróbować wyobrazić sobie, czym było piekło Auschwitz latem 1944 roku. Nie odwołujmy się do niewyobrażalnego. Nie brońmy się, mówiąc -co zresztą jest prawdą -, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie pojąć tego wszystkiego. 

Ale musimy, musimy wyobrazić sobie tę trudną niewyobrażalność1. Wszak, aby pamiętać, trzeba móc sobie wyobrazić „mimo wszystko".  
          Książka idealna dla lubiących czytać prace filozoficzne i mocno zawiłe. Dla mnie jako dla człowieka twardo stąpającego po ziemi jest to zwykłe wodolejstwo i niepotrzebnie zmarnowane godziny pracy wydawnictwa oraz dziesiątki drzew ściętych na to "dzieło", gdybym ja tak potrafił rozwlekle pisać jak autor tej książki to niewątpliwie administracja tego bloga musiałaby mi oddać jeden serwer tylko do mojej dyspozycji. Jeśli po takim zachęceniu jeszcze ktoś ma ochotę na tą lekturę to proszę.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Roman Kiełkowski"...Zlikwidować na miejscu!"

Roman Kiełkowski"...Zlikwidować na miejscu!"

                  Książka, która została stworzona z połączenia relacji świadków i dostępnych dokumentów. Autor opisuje sytuacje ludności z Krakowa i okolic w czasie okupacji nazistowskich Niemiec oraz po tym jak kończyła się era tysiącletniej rzeszy. Dzięki tej publikacji mamy okazje zapoznać się od początku do końca jak próbowano się pozbyć ludności żydowskiej oraz jak starano się uśmiercać polaków, którzy trafili do obozów w okolicach Krakowa.
       Dokumenty z raportów i zeznań przytoczonych wyłania się obraz, jakimi zarządcami byli Hans Frank oraz  Amon Göth który był komendantem obozu w Płaszowie. Był to niemiecki obóz pracy przymusowej, później przekształcony w obóz koncentracyjny. Założony dla ludności żydowskiej ze zlikwidowanego 14 marca 1943 getta, na terenie dawnych podkrakowskich gmin Podgórze i Wola Duchacka. Powstał jesienią 1942 na terenach dwóch żydowskich cmentarzy z 1887 i 1932, przy ul. Abrahama 3 i przy ul. Jerozolimskiej 25. Objął w pierwszej fazie istnienia w sumie powierzchnię ok. 10 mórg (ok. 5 hektarów). Był jednym z trzech "Żydowskich Obozów Pracy" (niem. Judenarbeitslager), utworzonych pod Krakowem i nosił wówczas nazwę Julag I (pozostałe dwa zbudowano w Prokocimiu – Julag II, i w Bieżanowie – Julag III). W późniejszym okresie teren obozu rozrósł się do 80 hektarów, a liczba więźniów z początkowych dwóch tysięcy osiągnęła 10, a nawet 25 tysięcy, mieszkających i pracujących w 180 różnego rodzaju budynkach i barakach. Na terenie obozu szyto mundury (zakłady Madritsch), drukowano dokumenty, rozkazy i inne druki władz hitlerowskich. Były w obozie warsztaty samochodowe, elektryczne, stolarskie, ślusarskie i liczne inne. Więźniowie obozu zatrudnieni też byli m.in. w pobliskich kamieniołomach byłej firmy "Liban & Ehrenpreis".
Filie obozu Płaszów umiejscowione były przy większych zakładach przemysłowych; była wśród nich znana z filmu "Lista Schindlera" Fabryka Naczyń Emaliowanych, własność Oskara Schindlera, który przyjechał do Krakowa zbić majątek na wojnie, osiągnął to, a następnie wydał wszystkie pieniądze by ratować przed zagładą krakowskich Żydów...
              Jako ciekawostkę mogę napisać, że w obozie tym katowano nie tylko żydów, o których tyle się mówi, ale także Polaków i to jak wspominają sami żydzi „…mieli oni gorzej od naszych dla tego, że do nich nie docierała żadna pomoc z zewnątrz”. Zginęło tam kilka tysięcy polskich więźniów, większość to ci podejrzani o współprace z Polskim podziemiem oraz ludność Krakowa w liczbie około 5000 w ramach represji za powstanie warszawskie. Najgorsze jest jednak to, że w śród trzech pomników postawionych w miejscu byłego obozu nie ma słowa na temat tych polaków, którym odebrano tam życie.
             Książka szczegółowo i chronologicznie opisuje tamte wydarzenia oraz posiada wiele przypisów, z których możemy dowiedzieć się skąd autor zasięgał informacje do jej napisania. Osobiście muszę powiedzieć, że sama książka jest ok, choć po przeczytaniu jej nie opuszczało mnie wrażenie, że napisana została jako produkt pisarza, który z czegoś musi żyć. 

sobota, 27 kwietnia 2013

Seweryny Szmaglewskiej „Dymy Nad Birkenau”

„Dymy Nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej 


                 Autorka, aresztowana przez gestapo w 1942 r. za udział w konspiracji, spędziła w Birkenau prawie 3 lata. Książka ta powstała natychmiast po ucieczce pisarki z ewakuacyjnego transportu w styczniu 1945 r.. Po kilku miesiącach gorączkowej pracy książka była gotowa do druku w lecie 1945 r. i ukazała się już pod koniec 1945 r. W lutym 1946 r. Międzynarodowy Trybunał w Norymberdze dołączył ją do materiałów oskarżenia przeciw hitlerowskim oprawcom, zaś samą Autorkę poprosił o złożenie zeznań. Tyle faktów.Jeśli chodzi o samą książkę to szczerze można przyznać, że to dobry dokument stanowiący o funkcjonowaniu Birkenau w części kobiecej. Autorka ukazuje mordercze zapędy ssmanów, kapów i blokowych. Możemy też dowiedzieć się jak wyglądało życie kobiet z różnych narodów ich podejścia do radzenia sobie z codziennym życiem w obozie Np. zdziwił mnie opis Francuzek, które w oczach pisarki były brudasami. Książka opisuje bardzo szczegółowo to, co działo się w obozie i w jaki sposób się odbywało krok po kroku odczłowieczenie kobiet. Tyle opisu. 

          Teraz to, co razi mnie w książce. Jak dla mnie książka napisana w sposób wręcz straszny, przez co trudno było mi przez nią przebrnąć. Czytając ją miałem wrażenie, że fragmentami to tomik poezji dla ubogich. Miejsca i sytuacje opisane jak w panu Tadeuszu, miejscami tyle opisów, że trudno było na końcu sobie przypomnieć, o czym autorka mówi. Czytając książkę miałem wrażenie, że styl pisania jest tylko po to by ta pozycja była bardziej poczytna i różniła się tym od innych tego typu powieści. Pewnie gdyby nie te opisy, porównania itp. to książka była by o 2/3 krótsza.

piątek, 5 kwietnia 2013

Anus Mundi 2007


Anus Mundi


                Film, w którym mamy okazje trzeci raz spotkać pana Henryka Mondelbauma, był on w obozie Birkenau w sonderkkomando. W tym filmie operator stara się pokazać nie tylko samą postać pana Henryka ale przede wszystkim to jak na jego opowiadanie reaguje młodzież która przyjechała do Oświęcimia z Niemiec. Przerażającym faktem jest to, co mówią ci młodzi ludzie, a mianowicie to, że w ich kraju już zapomniano o tym, co stało się w Oświęcimiu i do czego potrafią doprowadzić skrajnie prawicowe poglądy.

czwartek, 28 marca 2013

Wiesław Kielar "Anus Mundi"


                Książka, którą dziś opisze przedstawia losy autora, który jest głównym bohaterem powieści. „Anus mundi” to określenie użyte w 1942 przez Hauptsturmführera Heinza Thilo, lekarza SS. Podczas obserwacji zagazowywania 800 kobiet po selekcji, nazwał obóz „odbytem świata” Pan Wiesław został aresztowany w rodzinnym Jarosławiu w pierwszych dniach maja 1940 i trafił do obozu Auschwitz w jednych z pierwszych transportów. Z numerem obozowym 290 przeżył tam niemal 5 lat i w tym czasie przebywał w różnych częściach kompleksu obozowego. W obozie pełnił przeróżne funkcje zaczynając od pielęgniarza poprzez tragarza trupów, pisarza, instalatora, aż już jako „stary” więzień na blokowym kończąc. Książka ta przyniosła mu sławę z powodu bezkompromisowo szczerego i bezwzględnie realnego opisu obozowej rzeczywistości. 
          A dla mnie jest to powieść, którą z czystym sumieniem mogę polecić tym, których interesuje temat obozów. Jak do tego czasu uważam ją za jedną z najlepszych pozycji w tym temacie na rynku. Autor opisuje świat takim, jaki jest i nie ubiera go w niepotrzebne nikomu piękne opisy niczym Orzeszkowa, przez co czyta ją się tzw. jednym tchem…nie pozostaje mi nic innego jak tylko życzyć miłej lektury.

piątek, 15 lutego 2013

"Dni mojego życia Auschwitz Historia prawdziwa"



"Dni mojego życia w Auschwitz"

                Dokument przedstawia nam pana Dronia pochodzącego z Chorzowa. Był on więźniem nr 1292 w obozie Auschwitz. Do niewoli trafił przez kolegę ze szkoły Józefa Szczypiora, który go zadenuncjował na gestapo. Bohater filmu opowiada o tym jak i za co trafił do obozu oraz jak był traktowany w czasie przesłuchań, które miały go skłonić do przyznania się do stawianych mu zarzutów. Dzięki temu filmowi możemy dowiedzieć się jak wyglądały początki obozu Auschwitz gdzie nie wszystko było ustalone i uporządkowane. Więźniowie wtedy jeszcze nie posiadali tatuaży z numerami na przedramieniu, lecz nosili je przyszyte do pasiaków.  Numerowanie na skórze wprowadzono dopiero wtedy, gdy w obozie było już tak źle, że więźniowie, którym podarły się już ciuchy lub były tak zniszczone, że nie było, co naprawiać, więc zabierali ciuchy zmarłym więźniom. Przez co numer na spodniach zmarłego mógł różnić się od numeru na bluzie no i oczywiście obydwa numery były inne niż numer samego więźnia, który już nie żył. Dopiero pod koniec 1942r rozwiązano ten problem tatuując nowo przybyłych więźniów.
Z dokumentu wyłania nam się także obraz bezduszności rodzin ssmanów. Przychodziły one razem z dziećmi do obozu by się bawić i śmiać w czasie egzekucji więźniów obozu za kuchnią na żwirowisku. Bohater filmu przytacza w nim jeszcze wiele scen okrucieństwa i nieludzkiego traktowania osadzonych w czasie, kiedy tam przebywał i może mówić naprawdę o wielkim szczęściu, ponieważ był tam tylko do 19 stycznia 1942r.
          Film godny polecenia, choć by ze względu na to, że takie historie już niedługo umrą z ludźmi, którzy je w sobie noszą..


środa, 13 lutego 2013

"Aniol śmierci Josef Mengele"

"Aniol śmierci Josef Mengele"


                 Film, opowiada o faszystowskim lekarzu, którego raczej przedstawiać nie trzeba, bo wszyscy, którzy choć troszkę mieli wspólnego z tematyką holokaustu doskonale znają nazwisko Mengele. W dokumencie tym mamy okazje posłuchać relacji kilku kobiet z różnych środowisk i krajów, które miały wątpliwą przyjemność spotkać na swej drodze tego…człowieka?(Nazwa czysto biologiczna, bo trudno tu przytoczyć jakąkolwiek inną nazwę żywego stworzenia nie obrażając osobnika, którego nazwę bym użył w stosunku do niego). Kobiety opowiadają o eksperymentach, które przeprowadzał na nich lub na ich dzieciach. Jego głównym celem było znalezienie sposobu na genetyczne warunkowanie cech aryjskich u dzieci i zwiększenie ilości ciąż mnogich. Dlatego też obiektem jego zainteresowań stały się bliźnięta, na których przeprowadzał wszystkie możliwe badania medyczne. Potem oboje bliźniąt było równocześnie zabijanych, aby porównać ich narządy wewnętrzne. Mengele pracował także nad opracowaniem metody zmiany koloru oczu oraz nad chorobą obecną w obozie cygańskim w Birkenau tzw. zgorzelą policzkową ponadto interesowały go różne inne anomalie biologiczne np. karłowatość. Swoje ofiary wybierał na rampie z pośród więźniów przywożonych do obozu z wszystkich krajów Europy, które były pod nazistowską okupacją. Podczas  wszystkich selekcji, w których uczestniczył 74 razy wysłał tysiące ludzi na śmierć nawet nie spoglądając na nich. 
           Te nieliczne historie przytoczone w tym dokumencie są żywym świadectwem, jakim potworem może być człowiek…człowiek, wychowany w katolickim domu i który otrzymał dobre wykształcenie wykorzystuje to wszystko przeciwko innym ludziom i który za te wszystkie potworności nie otrzymał najmniejszej nawet kary. Josef Menele zmarł w Brazylii 7 lutego 1979 w czasie kąpieli w oceanie doznał prawdopodobnie udaru mózgu i utonął.


wtorek, 12 lutego 2013

"Byłem w Sonderkommando"


"Byłem w Sonderkommando"

               Film, ten mógłby być pierwszą częścią do filmu"Sonderkommando żywe trupy z Auschwitz".Tak przynajmniej wskazywałaby chronologia czasowa obydwu filmów. Jednak po obejrzeniu tych dokumentów postanowiłem przedstawić je w tej kolejności ponieważ pierwszy opowiada o jednym człowieku i o jego pracy w sonderkommando i to on sam o tym opowiada, przez co daje nam możliwość oceny jego postaci i działania poprzez jego samego. Myślę, że wielu ludzi z początku szokuje opowiadanie tego człowieka i wielu z nas ma mieszane uczucia w stosunku do tej historii, no cóż…jesteśmy tylko ludźmi i oceniamy wszystkich z perspektywy własnego życia i doświadczeń, lecz sądzę, że większości z nas nie potrafi sobie nawet wyobrazić takich rzeczy, które ten człowiek widział na własne oczy. I stąd ten właśnie drugi film, film, w którym wypowiadają się osoby, które były w obozie i które patrzą z zupełnie innej perspektywy na to kommando i na prace, którą oni wykonywali. Ludzie ci wręcz podziwiali tych z krematorium,a dlaczego? Zapraszam na film

"Sonderkommando Żywe trupy z Auschwitz"

"Sonderkommando Żywe trupy z Auschwitz"

                Film zrobiony w konwencji wywiadu ,w który wstawione są filmy ze starych kronik oraz stare zdjęcia.Wywiad ten przeprowadzany jest z  panem Henrykiem Mandelbaum, który był w grupie sonderkommando w Birkenau i jako jeden z niewielu postanowił otwarcie powiedzieć o tym co musiał robić w krematoriach. Musimy pamiętać o tym , że praca w tym kommando niosła ze sobą poważne skutki w historii powojennej , ludzie , którzy wykonywali prace w krematoriach byli uznawani  przez sowietów za kolaborantów , a ponadto było wiele grup,  które ścigało i zabijało pracujących w sonderkommando uważając ich za współwinnych śmierci tych, których zagazowano.Pana Henryka aresztowano 10 kwietnia 1944 i wysłano do Birkenau, gdzie oznaczono go numerem 181970.Po odbyci kwarantanny został przydzielony do sonderkommando , był bezpośrednim świadkiem likwidowania 400 tysięcy Węgierskich żydów latem 1944 , a w październiku 1944 brał udział w przygotowaniu do buntu kommanda, lecz nie brał w nim bezpośrednio udziału, ponieważ akurat pracował w innym krematorium, dzięki czemu nie został rozstrzelany po ewakuacji obozu w 1945 uciekł z tzw "marszu śmierci". 
          W przypadku pana Henryka można mówić o niewiarygodnym szczęściu,bo pracownicy krematoriów nie żyli dłużej niż 16 tygodni, gestapo likwidowało świadków gazowania ludzi i tworzyło kommando z nowo przybyłych , a przy likwidacji obozu starali się pozbyć wszystkich o czym można przeczytać w książce "Byłem asystentem doktora Mengele"

środa, 30 stycznia 2013

Gabriel Zych "Karnawał nad Renem"

Gabriel Zych "Karnawał nad Renem"



                Książka ta przedstawia losy jej autora byłego więźnia obozu KL Sachsenhausen i toczy się niespełna 20 lat po wydarzeniach związanych z obozem w Kolonii nad Renem, gdzie pan Gabriel pojechał wezwany przez niemiecką prokuraturę w sprawie byłych ss manów, którzy katowali ludzi w obozie Sachsenhausen jako świadek. 
Powieść ta może być świadectwem tego jak szybko niemiecki naród zapomina o krzywdach, które wyrządził innym narodom a wręcz czuje się jeszcze skrzywdzony tymi ciągłymi oskarżeniami o ludobójstwo, które każe im spuścić głowę na znak skruchy , a tak to opisuje jedna z postaci z książki, z którą rozmawia pisarz 
"....I będzie się komplikowało z każdym rokiem bardziej.Będzie się komplikowało, bo wchodzące w życie pokolenie ma znacznie mniejsze poczucie winy, niż je mieli Niemcy bezpośrednio po zakończeniu wojny, natomiast większe poczucie krzywdy...A wiemy, co przyniosło poczucie krzywdy po traktacie wersalskim..." 
Czyż nie brzmi to jak groźba?Jak zapowiedź nowej wojny? 
Wątków, które wskazuję na to, że Niemcy próbują się wyprzeć tego co się stało i zapomnieć o tym co było znajdziemy w tej książce wiele autor opisuje nawet sytuacje, gdzie jest przekonywany do tego, by nie zeznawał przeciwko byłemu naziście, który zajmuje wysokie stanowisko w obecnych władzach, a gdy nie chce tego zrobić zaczyna być zastraszany , znikają ludzie, którzy nie boją się mówić, a inni nagle tracą pamięć i wszystko, to jest tłumaczone bohaterowi jednym krótkim zdaniem "...nie znasz stosunków w Republice Federalnej..." i już!to tłumaczy wszystko. 
          Po przeczytaniu tej książki zastanawiałem się co jest gorsze to, co zrobili w czasie wojny Niemcy, czy to jak o tym myślą po wszystkim.Po przemyśleniu dochodzę do wniosków, że i to i to jest równie przerażające ponieważ: 
1) byli wstanie robić coś takiego ludziom 
2) chyba byliby wstanie zrobić to jeszcze raz 
Taki wniosek nasuwa się mi właśnie po przeczytaniu tej książki, która co najgorsze nie jest tworem wyobraźni autora , a wręcz przeciwnie....


wtorek, 29 stycznia 2013

Tadeusz Borowski "Pożegnanie z Marią"

Tadeusz Borowski "Pożegnanie z Marią"

książka ta jest zbiorem kilku opowiadań:

"Pożegnanie z Marią"

"Dzień na Harmenzach"
"Proszę państwa do gazu"
"Śmierć powstańca"
"Bitwa pod Grunwaldem"


Następnie zgodnie z wolą Autora zaliczono także opowiadania:

"Chłopiec z Biblią "

"U nas w Auschwitzu"

"Ludzie, którzy szli"
"Ojczyzna "

"Ofensywa styczniowa"


                 "Opowiadania te łączy tematyka II wojny światowej oraz postać Tadka, który jest zarazem narratorem i głównym bohaterem. W dużej mierze są to opowiadania autobiograficzne, jednak nie można zupełnie utożsamiać Tadka z Tadeuszem Borowskim, a wydarzenia opisane w opowiadaniach nie zawsze odzwierciedlają rzeczywiste przeżycia pisarza." 
Akcja większości toczy się w obozach koncentracyjnych Auschwitz, Birkenau, a ostatnie „Bitwa pod Grunwaldem” w wyzwolonych Niemczech w jednym z obozów, do którego zwożono więźniów obozów z terytorium Niemiec. Trzy utwory mają budowę listów pisanych do ukochanej, pozostałe cechuje pojawienie się narratora przedstawiającego bezmiar ludzkiej tragedii oraz własne odczucia z tym związane i właśnie na tej części chciał bym się skupić, jako że jest to część, która najbardziej pasuje do tematyki tego bloga.

"Proszę państwa do gazu"


                 Dzięki temu opowiadaniu możemy dowiedzieć się, jak wyglądała selekcja przybyłego transportu na rampie, gdzie więźniowie obozu, którzy należeli do tzw komanda "Kanada", których praca polegała na zbieraniu rzeczy przywiezionych przez ludzi i układaniu ich na ciężarówki, do tego komanda było wielu chętnych, ponieważ świeżo przybyli ludzie przywozili ze sobą zapasy jedzenia, którymi mogli się pożywić. W opowiadaniu tym narrator pokazuje też jak człowiek w takich warunkach wyzbywa się człowieczeństwa i, choć wiedząc o tym, że wielu ludzi z transportu za chwile trafi do gazu nie ma dla nich współczucia, a nawet główny bohater czuje gniew na nowo przybyłych
Można powiedzieć, że jest dla nich wręcz agresywny i ma pretensje, że tu trafili autor zastanawia się czemu tak jest, lecz nie znajduje odpowiedzi jedynie wytłumaczenie, że warunki obozowe sprawiają , że łamane są wszystkie zasady moralne obowiązujące w normalnym życiu, a jedyną dopuszczalną formą litości dla ludzi z rampy jest oszukiwanie ich do końca co do ich przyszłości Książka ta pokazuje co zdolny jest zrobić człowiek, by się najeść, a także pokazuje też pewną prawidłowość którą można też zauważyć w innych książkach(Miklos Nyiszli Byłem asystentem Doktora Mengele), a mianowicie, to z jakim spokojem ludzie wiedząc, że jadą na śmierć godzą się z tym , nikt nie protestuje nie krzyczy i nie szarpie się, czy w człowieku nadzieja jest tak silna? czy tak trudno nam uwierzyć, że możemy umrzeć?skąd ten spokój?

"Dzień na Harmenzach"



                Opowiadanie "Dzień na Harmenzach" opisuje przystosowanie się człowieka do warunków panujących w obozie. Główny bohater -vorarbeiter Tadek - poznał i zaakceptował prawa obowiązujące w obozie. Dobrze radzi sobie w ekstremalnych warunkach obozowych, potrafi zdobyć pożywienie, więc nie cierpi głodu. Pracując jako pomocnik kapo w komandzie Harmenzy przy układaniu szyn kolejowych z krematorium do bagien, które będą zasypywane kośćmi ludzkimi Wie też, jak oszukać esesmanów, więc nie jest mu źle. Tak można, by krótko i treściwie opisać tą opowieść, lecz to nie wszystko, ponieważ ta krótka opowieść wskazuje jak bardzo zagłodzeni byli ludzie w obozie i do czego byli zdolni, byle tylko zdobyć pożywienie. W skrajnych przypadkach człowiek na człowieka patrzył jak na chodzące pożywienie (wiadomo, że w niektórych obozach dochodziło do kanibalizmu).Dla ludzi w tych obozach wszystko było przeliczane na jedzenie i nic innego nie miało znaczenia, ponieważ każdy wiedział, że jedzenie równa się siła do pracy, a to oznaczało życie, bo żył ten, który mógł pracować, a „bezwartościowi” szli do gazu i to był argument, który potrafił wytłumaczyć każdą kradzież kłamstwo i inne niegodziwości, które więzień potrafił zrobić więźniowi, byle tylko oddalić tę chwile. Jednak z tego co wiem w opowieści tej jest wiele fantazji twórczej autora, ponieważ ci, którzy byli w obozie w tym samym czasie co Borowski, jednogłośnie mówią, że nie zachowywał się, tak jak Tadeusz z Opowiadań. Nigdy nie odnalazł się w rzeczywistości obozowej, nigdy nie był cwaniakiem, wiedzącym, z kim należy wejść w układy, a kogo się wystrzegać. Wprost przeciwnie. Ponoć był zwykłym, zagubionym więźniem, który przeżył jedynie dzięki pomocy innych.




                                                                      



poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wanda Półtawska"I boję się snów"


Wanda Półtawska „I boję się snów”

                Książka, którą dziś opisze powstała w początkowym zamiarze autorki jako próba terapii po obozowych przeżyciach, które w koszmarach prześladowały pisarkę. Miał być to pamiętnik, którego nikt nie ujrzy, ponieważ według pani Wandy niektóre z fragmentów zwyczajnie w świecie nie nadawały się do druku może były zbyt drastyczne, a być może zbyt... wstydliwe? Być może, kto wie...autorka spuściła zasłonę milczenia na te fakty. Jakkolwiek, by tego nie interpretować po latach, które przeleżał pamiętnik w szafce został z niej wyjęty poddany redagowaniu i oddany do druku w formie książki, która trafiła do naszych rąk. Pani Wanda przed i w czasie II wojny światowej była harcerka. Po wybuchu II wojny światowej wraz z grupą harcerek włączyła się w służbę pomocniczą i przystąpiła do walki jako łączniczka. Została aresztowana przez Gestapo 17 lutego 1941 i jakiś czas była więziona na Zamku w Lublinie, gdzie była torturowana i przesłuchiwana przez gestapo „Pod Zegar” m”, 21 listopada 1941 została wywieziona do Ravensbrück z zaocznym wyrokiem śmierci. W obozie stała się ofiarą eksperymentów pseudomedycznych (głównie chirurgicznych okaleczeń kończyn)
przeprowadzanych przez niemieckich lekarzy, w tym berlińskiego profesora, prezesa niemieckiego Czerwonego Krzyża, Gebhardta oraz dr Fischera, Rosenthala i Oberheuser. J. Na krótko przed końcem wojny została przewieziona do obozu w Neustadt-Glewe, gdzie przebywała do 7 maja 1945. Autorka pokazuje w tej książce, że jednak mimo tak złego traktowania nie straciła ducha walki i charyzmy, która pomagała jej przetrwać najgorsze chwile i pomóc najbliższej przyjaciółce.
          Książka warto polecić, choć, by dla samego sposobu pisania, ponieważ mimo opisywania tak drastycznych wspomnień napisana jest w sposób zdawało, by się pozytywny. Ponadto jest jeszcze jedna sprawa, która wyróżnia te pozycje pośród innych, autorka opisuje powrót z obozu i stosunki, jakie panowały w ogarnięnietym wojną i chaosem kraju oraz stosunek „wyzwolicieli” do wyzwolonych.

sobota, 26 stycznia 2013

Miklos Nyiszli" Byłem asystentem Doktora Mengele"

Miklos Nyiszli "Byłem asystentem Doktora Mengele"

                  Książka tą trudno nazwać zwykłą publikacją jest to raczej spisane 
zeznanie żydowskiego lekarza Węgierskiego pochodzenia, który wraz z rodziną w 1944 r został wywieziony do 
Auschwitz-Birkenau, gdzie przez przypadek został asystentem dr Mengele dzięki czemu miał dostęp do wielu miejsc w obozie i ludzi, o których oczywiście wspomina w książce, przez co jest to jedna z najlepiej opisujących działanie i skuteczność obozu zagłady. 
          Czytając tą książkę miałem problem z uwierzeniem, że to co tam się działo mogło być prawdą, ponieważ realia życia w Sonderkommando są tak trudne do zaakceptowania, że nawet ja, który przeczytałem już wiele pozycji nie mogłem uwierzyć, że grupa naćpanych i nienormalnych ludzi może tak otumanić cały naród, że ten może włożyć tyle siły,środków i czasu na, to tylko, by przez jakąś głupią idee tak cynicznie mordować ludzi.

         

           W książce tej autor krok po kroku opisuje cały system pracy obozu, od przyjazdu ludzi aż po handel rzeczami, które po nich zostały,ponad to opisuje dziwne i niezrozumiałe eksperymenty, które przeprowadzał dr Mengele (dr.?czy powinniśmy tego używać w przypadku tego człowieka?) na bliźniakach, by móc pomóc Himlerowi w przyspieszeniu przyrostu ludności "Germańskiej" oraz szukać dowodów, że inne narody to podludzie,książka którą warto przeczytać, by móc samemu się przekonać jak potrafi być człowiek nieludzki... 
Powstał film, który w dużej części opowiada to, co zawarte jest w opowiadaniu Miklosa film nosi tytuł "szara strefa".

Ostrowski Tadeusz "Więźniowie czapki zdjąć!"


Ostrowski Tadeusz "Więźniowie czapki zdjąć !"


                 Jest to pamiętnik więźnia obozów koncentracyjnych w Dachau i Gusen z lat 1940 - 1941.Autor przed wojnom był dziennikarzem i pisał między innymi artykuły na temat faszystowskich Niemiec, jednak nie przypadły one do gustu czytelnikom w tym kraju a szczególnie ssmanom .. Można, by napisać uszczypliwie o powodzie, z którego został aresztowany i osadzony w obozie. Książka wstrząsająca, ponieważ pisarz nie koloryzuje rzeczywistości i nie ubarwia można, by to odebrać wręcz jak suchy dziennik zdarzeń z miejsc, w których przebywał. Książka nie jest jednak subiektywnie jednostronna, ponieważ autor opisuje drobne zdarzenie, które pokazują, że jednak i w kraju, gdzie zdawałoby się nazizm i faszyzm, a co za tym idzie odczłowieczenie ludzi z obozów dopadło już wszystkich to jednak zdarzają się jednostki, które mają ludzkie uczucia, choć noszą na sobie mundur. Drugim elementem, którym zaskoczył mnie w tej książce jest zakończenie, którego po przeczytaniu tak wielu publikacji i książek na ten temat się nie spodziewałem.                 
           Książka, którą warto przeczytać, choćby ze względu na drobne szczegóły, które opisują jak patrzono na więźnia po za obozem, co nie jest częste zważając na konwencje książek, które tu opisuje.

Stanisław Grzesiuk "Pięć lat kacetu"


 


 

"Stanisław Grzesiuk Pięć lat kacetu"



                  Jest to druga część z trójksięgu Grzesiuka. Książka ta to wręcz pozycja obowiązkowa w temacie obozów, jeśli ktoś chce zacząć zagłębiać się w tą tematykę to szczerze polecam, bohater opisuje w niej pięcioletni pobyt w obozach koncentracyjnych Dachau, Mauthausen i Gusen. Dzięki autorowi możemy obserwować codzienne życie więźniów z wszystkimi aspektami, które się z tym wiążą. Książka jest napisana raczej lekko wręcz nazwałbym dziecinnie, gdzie główna postać jest niczym superbohater wśród setek złych charakterów i ludzi, którzy za jedzenie zrobią wszystko i tu jest to, czego właśnie ja nie lubię w tej książce.. 
" sam byłem w Dachau, w Mauthausen w Gusen i nikomu krzywdy nie uczyniłem..." tak mówi w książce autor o sobie" 
           Czytając tą książkę miałem wrażenie, że autor się w niej wybiela, czuje się lepszy od reszty więźniów, z którymi przyszło mu współżyć, a chwilami można było wysnuć wniosek, że jeśli była, by setka takich jak on w obozie to bardzo szybko, by go rozgromili..., Ale to oczywiście moja subiektywna ocena, jeśli chodzi o formułę książki, bo jak już wcześniej wspomniałem wartość książki jest naprawdę wielka i niepodważalna, jeśli chodzi o tematykę obozów.