Translate

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Kwiatkowski Jerzy 485 dni na Majdanku

Kwiatkowski Jerzy 485 dni na Majdanku


Jerzy Kwiatkowski był absolwentem ginnazium w Czerniowcach.Studiował na Un.w Wiedniu,gdzie uzyskał tytuł drprawa. 
Po powrocie mieszkał w Warszawie. Został dyrektorem Polskiego Banku Przemysłowego, a następnie współwłaścicielem fabryki 
obrabiarek "Pionier" 
Zostaje aresztowany przez gestapo 18.02.1943 i osadzony na Pawiaku,26.03.1943 przekazany do Majdanka
, gdzie przebywa do 22.07.1944 - słynne 485 dni na nastepnie obóz Auschwitz aż do obozu Sachsenhausen,gdzie doczekał wyzwolenia. 
Można, by powiedzieć, że to tyle. Historia jak tysiące innych. 
Ale dla mnie nie, zawsze staram się znaleźć w książce drugie dno. Bo zazwyczaj można je odnaleźć. 
W tej akurat moją uwagę zwraca różnica jaką reprezentuje autor między tzw. Inteligencją i prostymi ludźmi. Dla niego samego jako osadzonego w obozie między tak różnymi ludźmi meczące było samo słuchanie języka, który zapewne nie był wyszukany. 
Ciekawe też jest spostrzeżenie jednego z współwięźniów na temat traktowania więźniów przez Niemców. Na apelu którymś z kolei pewien żyd stwierdził "Liczą nas jak złoto, traktują jak gówno.". W tym może brutalnym i dobitnym zdaniu autor słów zawarł to, co przewija się w każdej książce o obozach. 
książka jest bardzo dobrze napisana i świetnie się ją czyta. Nie zawiera bardzo dramatycznych scen przez to może też trafić w ręce wrażliwych czytelników

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Żeromski Tadeusz "Międzynarodówka straceńców"

Żeromski Tadeusz "Międzynarodówka straceńców"

               Autor podczas okupacji niem. pracował jako woźny w browarze Haberbuscha i Schielego. Aresztowany, był więźniem obozów koncentracyjnych w Sachsenhausen, nast., do końca wojny, Mauthausen. 
                W tej krótkiej opowieści opisuje urywek obozowego życia, który zaczyna się w lutym 1945 roku w obozie Sachsenhausen. W tym czasie wszyscy więźniowie byli ewakuowani w głąb rzeszy co i nie ominęło bohatera tej powieści, który leżał w rewirze. Więźniowie tego transportu trafili do obozu, którego zła sława była już, wtedy znana wszystkim. jak mówi sam bohater"..Każdy z nas wiedział od dawna, że stamtąd się nie wraca..." 
          Jednak sama relacja autora wskazuje, że pomimo tej czarnej sławy można przeżyć i w najgorszych miejscach... 
            Książka jest krótka liczy sobie ledwie 76 stron w formacie nie większym niż A6 i z 22 kartkami przedmowy. Więc prawie wydanie kieszonkowe. 
Po przeczytaniu tytułu spodziewałem się patosu rodem z PRL i nie myliłem się. Zalatuje propagandą, która irytuje mnie w tego typu relacjach. Lecz ze względu na to, że większość Polskich autorów pisało w tamtych czasach, gdy cenzura nie była tylko słowem, więc trzeba się z tym godzić. 
            Czy warto sięgnąć po tą "broszurkę"? Hmmm..., jeśli ktoś interesuje się tą tematyką to powinien czytać wszystko, bo w każdym opisie, choć krótkim można znaleźć coś nowego.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Franciszek Stryj "W cieniu krematorium"

Franciszek Stryj "W cieniu krematorium"

               "Gdyby wszystkie ofiary zbrodniczego reżimu stanęły na apel oskarżenia i gdyby krew
Przelana z woli opętańca pokryła jeden szmat ziemi, a ogrom krzywdy ludzkiej zakuto w
jeden pomnik grozy, powstałby jedyny w dziejach obraz, niepojęty umysłem ludzkim."
             Czytając książki o obozach można natrafić na straszne obrazy poniewierania i upokarzania człowieka. To, co potrafili wymyślić naziści tylko po to by w wyszukany sposób sponiewierać człowieka przekroczyło możliwości mojej wyobraźni i sądzę, że nie tylko mojej. A jednak, choć by wymieniać tu wszystkie te straszne pomysły i rodzaje tortur są niewielkie szanse by trafić na to, co wśród wielu więźniów uchodziło za największą torturę.
             O co chodzi ? Bicie ? Eksperymenty medyczne? Głodzenie? A może gazowanie ? Wszystkie te rzeczy były straszne, ale najstraszniejszą męczarnią było nic innego jak…czas.
           Człowiek może wytrzymać piekło głodu, bólu i poniewierania wtedy i tylko wtedy, gdy ma nadzieje, że to wszystko się skończy i wstanie nowy dzień, który będzie końcem gehenny. Nie ważne czy będzie to dzień, tydzień czy godzina.
Ważne, że się skończy, że jest nadzieja.
Nadzieja.....
Nadzieja to najsilniejszy środek przeciwbólowy.
Nadzieja to takie coś, co potrafi człowieka nakarmić i ogrzać
I wreszcie.. Nadzieja to ta ostateczna myśl, która gdy już nie masz siły podpowiada ci „jeszcze trochę, za chwile to się skończy…wytrzymasz dasz rade…”
          A co się dzieje, gdy nie wiadomo jak długo potrwa piekło, do którego człowiek trafił? 
         Jak wtedy można mieć nadzieje? Jakiej myśli wtedy się chwycić?
Nawet sam komendant Franz Ferdinand Hoess który sam był skazany w 1923 r. na 10 lat pozbawienia wolności za morderstwo twierdził, że sama ta myśl potrafiła tak więźnia podłamać, że chodził jak struty tracił chęć do walki o życie i dzięki temu łatwo było takim człowiekiem kierować. 
I tą sama praktykę naziści stosowali w obozach oraz więzieniach.
         W takiej właśnie sytuacji znalazł się Pan Franciszek. Został oskarżony o "...napaści na osobę FUhrera, NSDAP, na zaprzyjaźniony i
związany z narodem niemieckim naród włoski, oraz o usiłowania zasiania fermentu w
sercach Niemców w Rzeszy..." A mówiąc wprost bohater wyraził się negatywnie o Włochach w liście do brata, za co otrzymał karę więzienia w wysokości 15 miesięcy.
          Lecz 15 miesięcy dla nazistów to nie to samo, co 15 miesięcy dla każdego człowieka. W przypadku bohatera tej książki, który aresztowany 10 marca 1941 odsiedzenie tego wyroku zakończyło się 8 maja 1945.
Cóż...Dziwna sprawiedliwość tamtych czasów....

 

wtorek, 4 lutego 2014

Jan Zakrzewski "A my żyjemy dalej"

Jan Zakrzewski "A my żyjemy dalej"

               W czasie moich "wędrówek" literackich pośród książek o obozach trafiłem kiedyś na pozycje, w której autor sformułował tezę, którą właśnie dzisiejsza książka mi przypomniała.
          Otóż w książce "Pięć lat kacetu" Grzesiuk pisał :
"....Oświęcim był dużym obozem - i fabryką śmierci - dlatego
jest taki osławiony, lecz życie więźnia było bez porównania lepsze w Oświęcimiu niż w
Gusen. Jest to zdanie starych obozowców, którzy siedzieli po dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a
później byli w Gusen. Dużo było takich, którzy żyli dwa, trzy lata w Oświęcimiu, a w Gusen
wykańczali się po trzech, czterech miesiącach. Ci, których gazowano - umierali kilka minut.
My w obozie umieraliśmy bez przerwy przez kilka lat i tylko jednostki przeżyły..."
          Autor nawiązuje w tym fragmencie akurat do obozu Gusen ponieważ w nim przebywał. Lecz według mojej subiektywnej opinii równie dobrze możnaby tą tezę potwierdzić książką, o której dziś piszę. Obraz obozu w Majdanku, jaki przedstawił Pan Zakrzewski nasuwa mi dwie koncepcje spojrzenia na niego. Albo autor ma tak
dobre pióro i potrafił obrazowo przedstawić tamte miejsca i sytuacje, że są one tak wstrząsające lub, co jest bardziej prawdopodobne pisał tylko to, co widział a sama prawda jest tak poruszająca. Nie chce umniejszać więźniom z Oświęcimia, bo nie taka jest moja rola, lecz obóz, w Auschwitz jest jednym z najbardziej znanych i opisanych obozów, przez co tworzy pewne standardy, do których chcąc czy nie się odnoszę. 
          Nie jestem laikiem w temacie obozów i wiele już czytałem lub widziałem jednak opisy, które znalazłem w tej książce potrafią nawet dla mnie być szokujące. Dziwna jest dla mnie myśl, że wydarzenia, które są opisane w tej książce zdarzyły się niespełna 70 lat temu. Sam autor porównuje działania niektórych z tych zbrodniarzy do inkwizycji i sądzę, że użył pasującego do sytuacji sformułowania:
         "Największym sadystą w obozie w Majdanku był Anton Thuman –
kierownik ochrony obozu, a zarazem zastępca komendanta – SS-Untersturmführer (porucznik). Miał on w starym krematorium swoją pakamerę. Stare krematorium znajdowało się na tak zwanym zwischenfeldzie, między I a II polem. W tej pakamerze (pokój o wymiarach 3 na 4 metry) mieściła się sala tortur. Tak jak za czasów inkwizycji hiszpańskiej przykuwał ręce i nogi więźnia do ściany i specjalnymi nożycami obcinał delikwentowi nos, uszy, wyrywał paznokcie i kawałki ciała. „Bawił” się tak przez 2-3 dni lub też, co jakiś czas pół dnia walił ofiarę łomem, że tylko kości trzeszczały”.
          Czytając takie opisy lub podobne (w książce jest ich wiele)można dojść do wniosku, że Trzecia Rzesza to było jakieś Eldorado dla degeneratów i zboczeńców. Słowa zboczeniec użyłem z premedytacją, ponieważ autor przytacza w książce też zachowania sadystyczne z podtekstem seksualnym w odniesieniu do zachowań lagerführer IV pola – unterscharführer (sierżant) Grossman:
          „ Wyglądem swoim przypominał Goeringa. Ten zboczeniec i psychopata, gdy dostawał „napadu” erotycznego, wzywał do siebie gamla, ustawiał go przy słupie, lewą ręką przytrzymywał, a prawą – ubraną w specjalną rękawice, jakiej używają hokeiści – bił tak długo w twarz, aż stała się krwawą masą. Na widok zmasakrowanego trupa siadał na fotelu ze słowami: „Jetzt habe ich genug” (Teraz mam dosyć).W tym momencie następowała u niego polucja”.
       Czy trzeba coś dodawać? Czy teza, którą postawił Pan Grzesiuk naprawdę jest tak bezpodstawna?
          Słyszałem kiedyś takie głosy, że w specyficznych warunkach w każdym narodzie mogło się to zdarzyć. Może nie jestem jakimś wielkim autorytetem i się za takiego nie mam, lecz na tyle na ile znam choćby Polską historie to się nie zgodzę z tym twierdzeniem. Byliśmy kiedyś naprawdę potęgą w Europie i mieliśmy nie jedną ziemię podbitą a jednak taka hekatomba nie miała nigdy miejsca. Były różne wyjątki,wiadomo wszędzie znajdzie się czarna owca, ale pamiętajmy to były WYJĄTKI a nie norma jak miało to miejsce w faszystowskich Niemczech.

sobota, 11 stycznia 2014

Laurence Rees "Kaci i ofiary. Okrucieństwa II wojny światowej i ich sprawcy"

Laurence Rees "Kaci i ofiary. Okrucieństwa II wojny światowej i ich sprawcy"

                 Pozycja, którą dziś chciałbym przytoczyć bliżej może nie w pełni wpisuje się w konwencje tego, bloga, lecz jest logiczną konsekwencją przeczytanej poprzedniej książki tego autora, którą opisałem wcześniej.
            W tej pracy autor zawarł wywiady z 35 osobami, które w czasie drugiej wojnie światowej stawały po różnej stronach w konflikcie, który jednak na wszystkich odcisnął piętno w ten czy inny sposób. Dzięki temu mamy okazje spojrzeć na wydarzenia tamtych czasów oczami nie tylko ofiar, ale także i katów.
          Tak, więc mamy okazje poznać Oto Estera Frenkiel, młoda Żydówka, która zyskała szansę, by ocalić kilku Żydów przed deportacją i śmiercią; Peter Lee, brytyjski oficer traktowany brutalnie w japońskiej niewoli; Zinaida Pytkina, funkcjonariuszka Smierszu, która znalazła przyjemność w zabiciu niemieckiego jeńca; Hiroo Onoda, japoński żołnierz, który poddał się dopiero dwadzieścia dziewięć lat po zakończeniu wojny i Petras Zelionka, Litwin, który zabijał Żydów - mężczyzn, kobiety i dzieci. Znajdziemy tu także wywiad Samuela Willenberga, który opowiada jak przetrwać w obozie zagłady oraz Toiviego Blauta, który mówi o filozofii Sobiboru. Ponadto autor umieścił książce wywiady z kilkoma katami, którzy tłumaczą jak można z człowieka stać się bestią. 
          I to właśnie przekonało mnie ostatecznie by sięgnąć po tą pozycje. Ponieważ dla zdrowo myślącego człowieka trudno zrozumieć jak można tak postępować z człowiekiem. Mam tu na myśli oczywiście to, co działo się w obozach, i właśnie takie książki jak ta, w której autora najbardziej interesuje postawa człowieka zdeterminowanego przez okoliczności, stawia pytania o jego odpowiedzialność za własne czyny i zastanawia się nad wyborami, jakich musiał dokonywać w sytuacji ekstremalnej, dzięki czemu mamy możliwość, choć nie całkiem, ale jednak spróbować zrozumieć, co kierowało tymi oprawcami.
           Książka, która jest jedną z niewielu tego typu publikacji na rynku właśnie z powodu wywiadów, na które udało się namówić autorowi zbrodniarzy tamtych czasów, a to chyba najlepsza recenzja.