Sprawa
Eugenii Pol
12 grudnia
1970 roku to data niezwykłej wagi dla byłych więźniów obozu przy ulicy
Przemysłowej. Tego dnia zostaje aresztowana Eugenia Pol — jedna z
najokrutniejszych wychowawczyń obozu dziecięcego. Dlaczego ramię
sprawiedliwości dosięgło sprawczynię tak późno? Pytanie to wydaje się
uzasadnione, jeśli wspomnieć, że Eugenia Pol od chwili ucieczki po wyzwoleniu
obozu mieszkała przez dwadzieścia pięć lat w Łodzi w swoim domu przy ulicy
Chełmońskiej 16 a. Wszystko wskazuje na to, iż pani Eugenia miała jakiegoś
poważnego protektora na wysokim stanowisku, którego usłużna ręka zmieniła w
rejestrze meldunkowym nazwisko Pol (lub Pohl, po przyjęciu volkslisty) na Poll, tym samym utrudniając jej znalezienie. Kim był
tajemniczy protektor oprawczyni? Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.
2 kwietnia
1974 roku zakończył się proces 51-letniej Eugenii Pol przed Sądem Wojewódzkim w
Łodzi. Oskarżona dostała karę 25 lat pozbawienia wolności. Zebrani na sali
więźniowie byli rozczarowani wyrokiem — liczyli na dożywocie, czego zresztą
żądał prokurator. „Dlaczego tak mało — przecież
udowodniono jej kilka mordów, między innymi na Urszuli Kaczmarek” — żali
się była więźniarka Apolonia Beda.
Czy Eugenię
Pol uważać powinniśmy za ofiarę faszystowskiej wynaturzonej propagandy czy za
zimną wyrachowaną sadystkę?
Nie bez
znaczenia pozostaje fakt, że psychika Eugenii kształtowała się w znacznym
stopniu w wojennych realiach obozowych. Podejmując bowiem pracę jako
„wychowawczyni” w obozie, miała jedynie 18 lat. Była zatem niemal rówieśnicą
niektórych starszych więźniów. Co sprawiło, że w młodej kobiecie wyzwoliły się
tak nieludzkie i niekobiece instynkty, co kazało jej męczyć małe, niewinne
dzieci? Może praca w obozie, nieźle zresztą płatna, była jej sposobem na
przeżycie niemieckiej agresji, była „tylko” pracą, niewdzięczną, ale zawsze...?
Młodej, wchodzącej w dorosłość dziewczynie mogła imponować faszystowska
ideologia zwycięskich Niemiec: kult potęgi i siły, nacjonalizm narodu panów.
Co dzień
przystojna nastolatka przekraczała obozową bramę i zmieniała na kilka godzin
cywilne ubranie na niemiecki uniform „wychowawcy” — ipso facto — oprawcy i kata.
Ironią
losu, ewenementem, a nawet anomalią pozostanie dla nas fakt, że po zakończeniu
wojny Eugenia Pol pracowała jako przedszkolanka! Jej pracodawcy twierdzą nawet,
że była bardzo dobrym wychowawcą i pedagogiem! (Własnych dzieci nigdy nie
miała, nie wyszła też za mąż.)
Okrutny
żart losu czy demoniczna przewrotność skłoniły ją do podjęcia takiej pracy? Być
może był to sposób na ukrycie się — któż podejrzewałby bowiem zajmującą się
troskliwie dziećmi przedszkolankę o sadystyczną, dzieciobójczą przeszłość. A
może powojenne zajęcie pozwalało uciszyć wyrzuty sumienia?
Te i inne
pytania zostaną już chyba w zawieszeniu. Eugenia Pol jest dzisiaj blisko
80-letnią staruszką. Byli obozowicze zrzeszeni w Klubie Kolbego przy ul.
Tatrzańskiej twierdzą, że nadal żyje, mieszka w Łodzi, najprawdopodobniej na
osiedlu Dąbrowa. Z więzienia Eugenia Pol została zwolniona wcześniej „za dobre
sprawowanie”. Kara była skromna, chociaż mówi się, że polskie współwięźniarki
„dały jej tam do wiwatu”.
Czy w sercu
pani Pol jest choć jedna rysa spowodowana zbrodnią, której była świadkiem i w
której uczestniczyła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz