Translate

wtorek, 20 sierpnia 2013

Władysław Bartoszewski "Mój Auschwitz"

"Mój Auschwitz"

                Władysław Bartoszewski trafił do obozu we wrześniu 1940 w tak zwanym drugim transporcie Warszawskim przeżył w obozie 199 dni. To, że przeżył zawdzięcza lekarzom ambulatorium, którzy uratowali go od śmierci głodowej i dzięki, którym nie musiał pracować w nieludzkich warunkach. Zwolniono go z obozu w kwietniu 1941 - do dziś nie wiadomo czy, na skutek interwencji Polskiego Czerwonego Krzyża, którego pracownikiem był przed uwięzieniem, czy dzięki staraniom rodziny i znajomych. Jeszcze kilka miesięcy po uwolnieniu Bartoszewski bardzo chorował w tym czasie odwiedzała go m.in. koleżanka z podwórka Hanna Czaki, która była już zaangażowana w działalność konspiracyjną. Postanowiła ona spisać relacje Bartoszewskiego, by poinformować ludność warszawy i nie tylko o tym, co dzieje się w obozie. Wspomnienia te stały się podstawą broszury napisanej przez przedwojenną pisarkę i reportażystkę Halinę Krahelską. Nadała ona tekstowi fabularyzowaną formę wspomnień człowieka, któremu udało się wyjść z obozu, ale umarł, zostały po, nim, natomiast notatki. Miało to służyć ukryciu prawdziwego autora wspomnień. 
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że w tym samym transporcie jechał rotmistrz Witold Pilecki, który dał się schwytać 19 września 1940. Podczas łapanki wszedł w jej kocioł w bloku przy al. Wojska Polskiego 40 (gdzie znajduje się pamiątkowa tablica).Podobno rotmistrz z premedytacją postanowił dostać się do obozu w Auschwitz w celu zebrania od wewnątrz informacji wywiadowczych na temat jego funkcjonowania i zorganizowania ruchu oporu. Jednak w tej książce Bartoszewski podważa tą tezę argumentując ją tym, że rotmistrz nie mógł wiedzieć, co z, nim zrobi gestapo….Mmmm jak się nad tym zastanowić to coś w tym może być. Jest to jednak temat do głębszej analizy i być może do niego wrócę, jeśli znajdę jakieś inne dowody w tej sprawie. 
          Książka ta jest rodzajem wywiadu/rozmowy, którą przeprowadzili Z Bartoszewskim Piotr M. Cywiński i Marek Zając. Rozmowę tą uzupełniają wybrane przez Władysława Bartoszewskiego i od dawna niewznawiane teksty uświadamiające, czym były obozy koncentracyjne, m.in. opowiadanie "Apel" Jerzego Andrzejewskiego, broszura ojca Augustyna "Za drutami obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu", "W piekle" Zofii Kossak i spisany przez Halinę Krahelską "Pamiętnik więźnia". 

piątek, 9 sierpnia 2013

Georges Didi-Huberman "Obrazy mimo wszystko"

"Obrazy mimo wszystko"


                Autor książki jest uznany za jednego z najlepszych badaczy teorii obrazów. Laureat nagrody przyznawanej przez College ArtAssociation za nieprzeciętne osiągnięcia w pisaniu o sztuce. Ten opis powinien wystarczyć myślącym, o tym, co będzie sobą reprezentowało owe dzieło. Potrafię przytoczyć dziesiątki powodów, dlaczego nie czytać tej książki, ale trudno znaleźć dwa, które były, by za przeczytaniem. Żeby nie być posądzonym o stronniczość powiem, że mnie zainteresowały owe fotografie i geneza okoliczności, w których je zrobiono. Ponadto autor w książce przytacza wspomnienia byłych więźniów sondercommando oraz wzmianki z innych ciekawych publikacji z tym tematem związanych. 

Lecz głównym powodem napisania książki  o ile dobrze zrozumiałem jest próba kontrowersyjnego zadania przywrócenia znaczenia fotograficznemu świadectwu w historycznych badaniach nad Auschwitz, jak i w szeroko ujętej refleksji filozoficznej. Wbrew powszechnym dogmatom o nieprzedstawialności holokaustu i krytyce hollywoodzkiego tele-widzenia, autor stawia tezę o mocy obrazu jako świadectwa w naszych próbach zrozumienia i wyobrażenia sobie "niewyobrażalnego" dramatu ofiar: Aby wiedzieć, trzeba sobie wyobrazić. Musimy spróbować wyobrazić sobie, czym było piekło Auschwitz latem 1944 roku. Nie odwołujmy się do niewyobrażalnego. Nie brońmy się, mówiąc -co zresztą jest prawdą -, że nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w stanie pojąć tego wszystkiego. 

Ale musimy, musimy wyobrazić sobie tę trudną niewyobrażalność1. Wszak, aby pamiętać, trzeba móc sobie wyobrazić „mimo wszystko".  
          Książka idealna dla lubiących czytać prace filozoficzne i mocno zawiłe. Dla mnie jako dla człowieka twardo stąpającego po ziemi jest to zwykłe wodolejstwo i niepotrzebnie zmarnowane godziny pracy wydawnictwa oraz dziesiątki drzew ściętych na to "dzieło", gdybym ja tak potrafił rozwlekle pisać jak autor tej książki to niewątpliwie administracja tego bloga musiałaby mi oddać jeden serwer tylko do mojej dyspozycji. Jeśli po takim zachęceniu jeszcze ktoś ma ochotę na tą lekturę to proszę.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Roman Kiełkowski"...Zlikwidować na miejscu!"

Roman Kiełkowski"...Zlikwidować na miejscu!"

                  Książka, która została stworzona z połączenia relacji świadków i dostępnych dokumentów. Autor opisuje sytuacje ludności z Krakowa i okolic w czasie okupacji nazistowskich Niemiec oraz po tym jak kończyła się era tysiącletniej rzeszy. Dzięki tej publikacji mamy okazje zapoznać się od początku do końca jak próbowano się pozbyć ludności żydowskiej oraz jak starano się uśmiercać polaków, którzy trafili do obozów w okolicach Krakowa.
       Dokumenty z raportów i zeznań przytoczonych wyłania się obraz, jakimi zarządcami byli Hans Frank oraz  Amon Göth który był komendantem obozu w Płaszowie. Był to niemiecki obóz pracy przymusowej, później przekształcony w obóz koncentracyjny. Założony dla ludności żydowskiej ze zlikwidowanego 14 marca 1943 getta, na terenie dawnych podkrakowskich gmin Podgórze i Wola Duchacka. Powstał jesienią 1942 na terenach dwóch żydowskich cmentarzy z 1887 i 1932, przy ul. Abrahama 3 i przy ul. Jerozolimskiej 25. Objął w pierwszej fazie istnienia w sumie powierzchnię ok. 10 mórg (ok. 5 hektarów). Był jednym z trzech "Żydowskich Obozów Pracy" (niem. Judenarbeitslager), utworzonych pod Krakowem i nosił wówczas nazwę Julag I (pozostałe dwa zbudowano w Prokocimiu – Julag II, i w Bieżanowie – Julag III). W późniejszym okresie teren obozu rozrósł się do 80 hektarów, a liczba więźniów z początkowych dwóch tysięcy osiągnęła 10, a nawet 25 tysięcy, mieszkających i pracujących w 180 różnego rodzaju budynkach i barakach. Na terenie obozu szyto mundury (zakłady Madritsch), drukowano dokumenty, rozkazy i inne druki władz hitlerowskich. Były w obozie warsztaty samochodowe, elektryczne, stolarskie, ślusarskie i liczne inne. Więźniowie obozu zatrudnieni też byli m.in. w pobliskich kamieniołomach byłej firmy "Liban & Ehrenpreis".
Filie obozu Płaszów umiejscowione były przy większych zakładach przemysłowych; była wśród nich znana z filmu "Lista Schindlera" Fabryka Naczyń Emaliowanych, własność Oskara Schindlera, który przyjechał do Krakowa zbić majątek na wojnie, osiągnął to, a następnie wydał wszystkie pieniądze by ratować przed zagładą krakowskich Żydów...
              Jako ciekawostkę mogę napisać, że w obozie tym katowano nie tylko żydów, o których tyle się mówi, ale także Polaków i to jak wspominają sami żydzi „…mieli oni gorzej od naszych dla tego, że do nich nie docierała żadna pomoc z zewnątrz”. Zginęło tam kilka tysięcy polskich więźniów, większość to ci podejrzani o współprace z Polskim podziemiem oraz ludność Krakowa w liczbie około 5000 w ramach represji za powstanie warszawskie. Najgorsze jest jednak to, że w śród trzech pomników postawionych w miejscu byłego obozu nie ma słowa na temat tych polaków, którym odebrano tam życie.
             Książka szczegółowo i chronologicznie opisuje tamte wydarzenia oraz posiada wiele przypisów, z których możemy dowiedzieć się skąd autor zasięgał informacje do jej napisania. Osobiście muszę powiedzieć, że sama książka jest ok, choć po przeczytaniu jej nie opuszczało mnie wrażenie, że napisana została jako produkt pisarza, który z czegoś musi żyć.